poniedziałek, 30 września 2013

Post piszę z dość dużym opóźnieniem głównie przez to, że dopadła mnie grypa, a dokładniej zapalenie gardła, więc ogólnie ledwo stoję na nogach, oczy na zapałki. Dzięki Bogu przez weekend małą przejął mąż dzięki czemu mogłam się bez problemu wygrzać w łóżku, donosił gorącej herbatki itd. Niestety dziś musiał wrócić do pracy, a my jakoś dajemy radę choć smarkam się strasznie i kaszlem budzę małą, ale nie o tym miał być dzisiejszy post.

Mianowicie...
W zeszły weekend jak już pisałam mieliśmy wesele w bliskiej rodzinie więc nie dało się z niego wykręcić. Sala oddalona 27 km od naszego miasta bez możliwości wynajęcia pokoju zmusiła nas do znalezienia kogoś do opieki nad Leną. Padło na moją siostrę, a zarazem Leny chrzestną. Nie ukrywam, że wychodząc z domu serce mi pękało, łzy cisnęły się do oczu i miałam bardzo mieszane uczucia. Na imprezie milion razy sprawdzałam telefon, wypisywałam i wydzwaniałam do siostry. Każdy pytał o małą co w ogóle nie ułatwiało mi sprawy. Po mimo tego wszystkiego cieszę się, że Lena została w domu pod opieką zaufanej osoby, ponieważ na sali kapela grała bardzo głośno, siedzieliśmy tuż obok świadków więc po prostu nie było możliwości wzięcia ze sobą takiego malucha nawet na same poprawiny. Może nie jestem do końca zadowolona, ale zrobiliśmy milowy krok mała została pod opieką kogoś innego niż tatuś i w miarę to zniosła. Kolejne wesele dopiero w czerwcu gdy Lena będzie już roczną pannicą wtedy będziemy organizować to inaczej.
Co wy robicie w takich sytuacjach i jak znoszą to wasze maluchy?

czwartek, 26 września 2013

Lena za parę dni kończy 4 miesiące więc postanowiliśmy pokazać jej, że istnieje na tym świecie coś więcej niż mleczko ;)
Zaczęliśmy od marcheweczki z bobovity z dodatkiem wody ;) oczywiście nie cały słoiczek na raz lecz jeden na trzy dni. Marchewka pannie posmakowała i tak oto pół godzinki dziennie spędzamy na babraniu się w marchewce :D dziś zmiana jadłospisu - wprowadzamy jabłuszko zobaczymy jak mała zareaguje na inny smak ;)
Zostawiam was z paroma fotkami z pierwszego poważnego jedzenia Lenki ;)





Pozdrawiamy ;)

poniedziałek, 23 września 2013

Parę dni nas nie było, wszystko z racji odbywającego się w ten weekend wesela najstarszego brata męża. Lena była pod opieką mojej siostry, ale o tym kiedy indziej. Tymczasem mamy do nadrobienia kilka innych dni ;)
Ostatnio będąc w sh trafiłam na przytulaczka przyczepionego do korkowej tablicy, posiadał metkę, więc zainwestowałam w niego zawrotne 3 zł.
Po powrocie do domu porządnie go wyprałam, wysuszyłam, wyprasowałam i dałam Lenie od tamtej pory to jej przytulas ;)
Kotek/ kocyk jest firmy early days i jak dla mnie to idealna przytulanka dla takiego malucha, nie jest to typowy miś więc nie wprawione jeszcze w chwytaniu rączki bez problemu go przytrzymają ;)
Lena go uwielbia, a wasze maluchy mają swoją przytulankę?



Pozdrawiamy

wtorek, 17 września 2013

W tą deszczową pogodę zostawiam was z zdjęciami z chrztu św Leny :)
























Pozdrawiamy

poniedziałek, 16 września 2013

Chcę poruszyć tutaj dość kontrowersyjny temat, a mianowicie branie antybiotyków w ciąży. Są kobiety, które nawet w zagrożeniu własnego życia nie wezmą w ciąży antybiotyku, bo szkodzi.
Na początku ciąży też wychodziłam z założenia, że nie wezmę antybiotyku. Pierwszy raz na próbę zostałam wystawiona już na początku drugiego miesiąca ciąży gdy dostałam jakiegoś zatrucia pokarmowego, wtedy owszem antybiotyku nie wzięłam. Jednak po antybiotyk musiałam sięgnąć nie wiele później a dokładniej w styczniu, organizm nie był w stanie sam zwalczyć grypy, która sama w sobie była dla małej groźniejsza niż owy antybiotyk. Największy strach ogarnął mnie gdy po pierwszym pobycie w szpitalu w posiewie moczu wyszedł u mnie gronkowiec. Oznaczał on, że jeśli bym wtedy urodziła naturalnie mała mogła nawet umrzeć bo takie małe ciałko mogłoby nie zwalczyć paskudztwa. Gdy siedziałam w gabinecie mojego lekarza przez pół godziny wybieraliśmy odpowiedni lek taki, który nie uszkodził by małej serduszka, wzroku, narządów wewnętrznych, a na który gronkowiec nie byłby odporny. Lekarz był ze mną w 100% szczery jakie co niesie ze sobą zagrożenie i wiedziałam, że każdy lek może zrobić małej krzywdę, ale również nie leczone może ją zabić. Więc tutaj pozostawiam komunikat do przyszłych mam - rozmawiajcie z lekarzem, niech wam przedstawi zagrożenia w obu przypadkach i dokonajcie wyboru, ale pamiętajcie, że często nie leczona infekcja jest dla maleństwa groźniejsza niż antybiotyk.


Zostawiam wam ze zdjęciami z ostatniego spaceru gdy pogoda sprzyjała wyjściu, gdyż dziś jest bardzo deszczowo i zimno, więc siedzimy cały dzień same w domku.










Pozdrawiamy

sobota, 14 września 2013

Po wspomnieniach Aliny doszłam do wniosku, że warto spisać co przeżyłam pod koniec ciąży, w trakcie porodu i po porodzie. Kiedyś może będzie mi dane porównać to z drugim dzieckiem.

Problemy zaczęły się u nas dokładnie w pierwszy dzień świąt wielkanocnych z samego rana, byłam wtedy w 27 tygodniu ciąży, pojechaliśmy na pogotowie z bólem brzucha jak na miesiączkę i plamieniem. Przeleżałam na ocepie łącznie 6 dób, podawali mi sterydy na rozwój płuc u małej, fenoterol na zatrzymanie skurczy, isoptin na zniwelowanie kołatania serca po fenoterolu co niestety nie wiele pomagało, ręce trzęsły mi się do tego stopnia, że mąż musiał mnie karmić. Dostawałam jeszcze luteine i inne leki typu żelazo i furagin, ponieważ wyniki były złe. Dziewczyny dobrze dobierajcie ginekologa bo mój po prostu złe wyniki olał twierdząc, że wszystko w normie. Diagnoza - zagrożenie porodem przedwczesnym, skracająca się szyjka i silna anemia. Wyszłam do domu z 12 tabletkami dziennie, dietą bogatą w żelazo i witaminy C i B12, oraz z zaleceniem oszczędnego trybu życia tzn. leżenie plackiem, chodzenie tylko gdy to nieuniknione. W taki sposób wegetowałam do maja, mąż przynosił śniadania, gotował obiady, sprzątał i przygotowywał pokój dla córeczki, a ja miałam serdecznie dość samotności i siedzenia w domu.
Co rusz musieliśmy zjawiać się na kontrole, sprawdzać u małej przepływy, wagę i milion innych parametrów.
Nie ukrywam, że po pobycie w szpitalu zmieniłam lekarza na najdroższego, a zarazem najlepszego w mieście co pochłonęło nie małe pokłady naszego domowego budżetu.
Na fenoterolu byłam do 1 maja, w międzyczasie zmniejszono mi dawkę o dwie tabletki zamieniając na nospę żeby odciążyć mi serce.Mimo brania dużej ilości leków skurcze miałam co dzień, często nawet regularne przez co musiałam jeździć do ginekologa sprawdzać co się dzieje.
1 maja wzięłam połowę dawki fenoterolu jak zalecał ginekolog i wieczorem już wylądowałam na porodówce gdzie zatrzymali mi po raz kolejny poród choć teoretycznie mogłam już rodzić. Spędziłam wtedy w szpitalu 5 dób z regularnymi silnymi skurczami. Nie robiono mi praktycznie nic prócz mierzenia tętna u dziecka, aż w końcu zrobiłam awanturę podłączyli mnie pod ktg, skurcze minęły i mogłam wyjść do domu.
Przez kolejny miesiąc chodziłam z nieregularnymi skurczami i bólem krocza bo mała bardzo pchała się w dół.

Po kolejnym miesiącu bólu i płaczu wieczorami na porodówkę pojechałam 31 maja z regularnymi skurczami co 3 minuty, do 1 w nocy były już co minutę, a rozwarcia brak! Ostatecznie po 30 h skurczy krzyżowych tak silnych, że mdlałam z bólu, wybrałam cały pakiet dostępnych leków i oksytocyny rozwarcie na 1.5 palca pojawiło się dopiero 2 czerwca o 10 rano a o 14:20 siłami natury po 3 parciach na świat przyszła Lena dwukrotnie owinięta pępowiną. Na szczęście cała i zdrowa dostała 10/10.

Po porodzie dla mnie było strasznie, każde wstawanie groziło mi omdleniem, ostatecznie na korytarzu zemdlałam dwa razy na szczęście mąż mnie złapał. Opiekować małą musiał się mąż, w nocy musiałam być zdana na położne nie chętne do pomocy. Pokarmu nie miałam w ogóle w co nikt nie chciał mi mierzyć więc ściskali mi sutki milion razy dziennie, mała płakała z wielką łaską mi ją dokarmiali, miała lekką żółtaczkę, a ja nie byłam kompletnie na chodzie i wszyscy uparcie mi wmawiali, że to od nacięcia i szycia. Do domu wyszłyśmy w drugiej dobie, mój gin wypisał mężowi opiekę na 2 tygodnie i powoli uczyliśmy się siebie. Mała pierwsze dni przesypiała, a ja mdlałam i wyłam z bólu. Pokarm pojawił się w 5 dobie wraz z nawałem, gorączką i jak szybko się pojawił tak szybko zniknął zupełnie sam.

Podsumowując w ciąży przytyłam 10 kg, dzień po porodzie ubyło 6 kg, a obecnie jestem 2 kg mniej niż przed  ciążą. Rozstępy mam niewielkie na pupie, udach i biuście mimo smarowania dzień w dzień.

6 tygodni po porodzie nadal nie byłam na chodzie co się okazało było to efektem pękniętej kości ogonowej, która pękła przy porodzie i boli do dziś. Zaś w miejscu szycia wyrosła mi ziarnina, którą tydzień później musiał mi lekarz usunąć ze znieczuleniem miejscowych.
Krwawiłam 4 tygodnie po porodzie, po usunięciu ziarniny dostałam okres na kolejny miesiąc !


Pomijając to wszystko jestem szczęśliwą mamą. Lena waży prawie 6.5 kg jak nie więcej, nosi ubranka 62/68 i jest bardzo radosnym i towarzyskim dzieckiem z jednym ledwo przebijającym się zębolem ;) i nie oddałabym tego za nic.

Dla przyszłych mam - każda kobieta jest inna, każda inaczej znosi ciąże i poród, warto walczyć w szpitalu o swoje prawa bo nie wszędzie ich przestrzegają i przede wszystkim ja nie wyobrażałam sobie, że mogłabym rodzić bez mojego męża, który był dla mnie na sali porodowej ogromnym wsparciem, przeciął pępowinę i gdy ja musiałam leżeć na bloku porodowym wiedziałam, że nasza córeczka jest pod najlepszą na świecie opieką swojego taty ;)

Mam nadzieję, że ktokolwiek dotrwa do końca mojego wpisu ;)









Pozdrawiam.

piątek, 13 września 2013

Z racji, że za oknem pogoda coraz gorsza i często deszcz nie sprzyja wychodzeniu trzeba było dzieciu jakoś zorganizować czas w związku z tym w naszym domu zamieszkały nowe zabawki w 100% zaakceptowane przez Lenę ;)






Czym się bawią wasze maluchy?

Pozdrawiamy

wtorek, 10 września 2013

Za nami chrzciny Lenki, które odbyły się w zeszłą niedzielę tj. 8.09.2013r w kościele pw św Stanisława Biskupa Męczennika w Bełchatowie. Zdjęć na tą chwilę jeszcze nie mam, jak fotograf mi wyśle to pokażę ;) Lena msze i chrzest zniosła dzielnie choć jadła przez pół mszy ;) i śliniła się na potęgę więc z moją siostrą, a zarazem chrzestną stałyśmy z pieluchami w razie wu :D W lokalu było zdecydowanie gorzej, ponieważ nie mogła spać. Po powrocie do domu padła ze zmęczenia i przespała do 5 rano.
Uwaga chwalimy się mamy pierwszego ząbka dolną dwójkę!

a teraz zostawiamy was ze zdjęciami sprzed ostatniego wyjścia ;) :



Pozdrawiamy ;)

środa, 4 września 2013

Korzystamy z ostatnich słonecznych dni ;)
Dziecko śpi a mama wygrzewa się na słoneczku z książką ;)






Pozdrawiamy
 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff