sobota, 14 września 2013

3 miesiące, tydzień i 5 dni po...

Brak komentarzy:
 
Po wspomnieniach Aliny doszłam do wniosku, że warto spisać co przeżyłam pod koniec ciąży, w trakcie porodu i po porodzie. Kiedyś może będzie mi dane porównać to z drugim dzieckiem.

Problemy zaczęły się u nas dokładnie w pierwszy dzień świąt wielkanocnych z samego rana, byłam wtedy w 27 tygodniu ciąży, pojechaliśmy na pogotowie z bólem brzucha jak na miesiączkę i plamieniem. Przeleżałam na ocepie łącznie 6 dób, podawali mi sterydy na rozwój płuc u małej, fenoterol na zatrzymanie skurczy, isoptin na zniwelowanie kołatania serca po fenoterolu co niestety nie wiele pomagało, ręce trzęsły mi się do tego stopnia, że mąż musiał mnie karmić. Dostawałam jeszcze luteine i inne leki typu żelazo i furagin, ponieważ wyniki były złe. Dziewczyny dobrze dobierajcie ginekologa bo mój po prostu złe wyniki olał twierdząc, że wszystko w normie. Diagnoza - zagrożenie porodem przedwczesnym, skracająca się szyjka i silna anemia. Wyszłam do domu z 12 tabletkami dziennie, dietą bogatą w żelazo i witaminy C i B12, oraz z zaleceniem oszczędnego trybu życia tzn. leżenie plackiem, chodzenie tylko gdy to nieuniknione. W taki sposób wegetowałam do maja, mąż przynosił śniadania, gotował obiady, sprzątał i przygotowywał pokój dla córeczki, a ja miałam serdecznie dość samotności i siedzenia w domu.
Co rusz musieliśmy zjawiać się na kontrole, sprawdzać u małej przepływy, wagę i milion innych parametrów.
Nie ukrywam, że po pobycie w szpitalu zmieniłam lekarza na najdroższego, a zarazem najlepszego w mieście co pochłonęło nie małe pokłady naszego domowego budżetu.
Na fenoterolu byłam do 1 maja, w międzyczasie zmniejszono mi dawkę o dwie tabletki zamieniając na nospę żeby odciążyć mi serce.Mimo brania dużej ilości leków skurcze miałam co dzień, często nawet regularne przez co musiałam jeździć do ginekologa sprawdzać co się dzieje.
1 maja wzięłam połowę dawki fenoterolu jak zalecał ginekolog i wieczorem już wylądowałam na porodówce gdzie zatrzymali mi po raz kolejny poród choć teoretycznie mogłam już rodzić. Spędziłam wtedy w szpitalu 5 dób z regularnymi silnymi skurczami. Nie robiono mi praktycznie nic prócz mierzenia tętna u dziecka, aż w końcu zrobiłam awanturę podłączyli mnie pod ktg, skurcze minęły i mogłam wyjść do domu.
Przez kolejny miesiąc chodziłam z nieregularnymi skurczami i bólem krocza bo mała bardzo pchała się w dół.

Po kolejnym miesiącu bólu i płaczu wieczorami na porodówkę pojechałam 31 maja z regularnymi skurczami co 3 minuty, do 1 w nocy były już co minutę, a rozwarcia brak! Ostatecznie po 30 h skurczy krzyżowych tak silnych, że mdlałam z bólu, wybrałam cały pakiet dostępnych leków i oksytocyny rozwarcie na 1.5 palca pojawiło się dopiero 2 czerwca o 10 rano a o 14:20 siłami natury po 3 parciach na świat przyszła Lena dwukrotnie owinięta pępowiną. Na szczęście cała i zdrowa dostała 10/10.

Po porodzie dla mnie było strasznie, każde wstawanie groziło mi omdleniem, ostatecznie na korytarzu zemdlałam dwa razy na szczęście mąż mnie złapał. Opiekować małą musiał się mąż, w nocy musiałam być zdana na położne nie chętne do pomocy. Pokarmu nie miałam w ogóle w co nikt nie chciał mi mierzyć więc ściskali mi sutki milion razy dziennie, mała płakała z wielką łaską mi ją dokarmiali, miała lekką żółtaczkę, a ja nie byłam kompletnie na chodzie i wszyscy uparcie mi wmawiali, że to od nacięcia i szycia. Do domu wyszłyśmy w drugiej dobie, mój gin wypisał mężowi opiekę na 2 tygodnie i powoli uczyliśmy się siebie. Mała pierwsze dni przesypiała, a ja mdlałam i wyłam z bólu. Pokarm pojawił się w 5 dobie wraz z nawałem, gorączką i jak szybko się pojawił tak szybko zniknął zupełnie sam.

Podsumowując w ciąży przytyłam 10 kg, dzień po porodzie ubyło 6 kg, a obecnie jestem 2 kg mniej niż przed  ciążą. Rozstępy mam niewielkie na pupie, udach i biuście mimo smarowania dzień w dzień.

6 tygodni po porodzie nadal nie byłam na chodzie co się okazało było to efektem pękniętej kości ogonowej, która pękła przy porodzie i boli do dziś. Zaś w miejscu szycia wyrosła mi ziarnina, którą tydzień później musiał mi lekarz usunąć ze znieczuleniem miejscowych.
Krwawiłam 4 tygodnie po porodzie, po usunięciu ziarniny dostałam okres na kolejny miesiąc !


Pomijając to wszystko jestem szczęśliwą mamą. Lena waży prawie 6.5 kg jak nie więcej, nosi ubranka 62/68 i jest bardzo radosnym i towarzyskim dzieckiem z jednym ledwo przebijającym się zębolem ;) i nie oddałabym tego za nic.

Dla przyszłych mam - każda kobieta jest inna, każda inaczej znosi ciąże i poród, warto walczyć w szpitalu o swoje prawa bo nie wszędzie ich przestrzegają i przede wszystkim ja nie wyobrażałam sobie, że mogłabym rodzić bez mojego męża, który był dla mnie na sali porodowej ogromnym wsparciem, przeciął pępowinę i gdy ja musiałam leżeć na bloku porodowym wiedziałam, że nasza córeczka jest pod najlepszą na świecie opieką swojego taty ;)

Mam nadzieję, że ktokolwiek dotrwa do końca mojego wpisu ;)









Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff