Post piszę z dość dużym opóźnieniem głównie przez to, że dopadła mnie grypa, a dokładniej zapalenie gardła, więc ogólnie ledwo stoję na nogach, oczy na zapałki. Dzięki Bogu przez weekend małą przejął mąż dzięki czemu mogłam się bez problemu wygrzać w łóżku, donosił gorącej herbatki itd. Niestety dziś musiał wrócić do pracy, a my jakoś dajemy radę choć smarkam się strasznie i kaszlem budzę małą, ale nie o tym miał być dzisiejszy post.
Mianowicie...
W zeszły weekend jak już pisałam mieliśmy wesele w bliskiej rodzinie więc nie dało się z niego wykręcić. Sala oddalona 27 km od naszego miasta bez możliwości wynajęcia pokoju zmusiła nas do znalezienia kogoś do opieki nad Leną. Padło na moją siostrę, a zarazem Leny chrzestną. Nie ukrywam, że wychodząc z domu serce mi pękało, łzy cisnęły się do oczu i miałam bardzo mieszane uczucia. Na imprezie milion razy sprawdzałam telefon, wypisywałam i wydzwaniałam do siostry. Każdy pytał o małą co w ogóle nie ułatwiało mi sprawy. Po mimo tego wszystkiego cieszę się, że Lena została w domu pod opieką zaufanej osoby, ponieważ na sali kapela grała bardzo głośno, siedzieliśmy tuż obok świadków więc po prostu nie było możliwości wzięcia ze sobą takiego malucha nawet na same poprawiny. Może nie jestem do końca zadowolona, ale zrobiliśmy milowy krok mała została pod opieką kogoś innego niż tatuś i w miarę to zniosła. Kolejne wesele dopiero w czerwcu gdy Lena będzie już roczną pannicą wtedy będziemy organizować to inaczej.
Co wy robicie w takich sytuacjach i jak znoszą to wasze maluchy?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz