środa, 30 kwietnia 2014

W ramach tytułowej akcji mamy przyjemność testować Katarek Plus. Jak wiecie Lenka jest po szpitalu więc na konieczność jego użycia nie musiałyśmy długo czekać, ponieważ ma bardzo wysuszoną śluzówkę przez zbyt wysoką temperaturę w sali szpitalnej i każde wyjście teraz na dwór kończy się zawalonym noskiem, ale walczymy z tym jak się da. Nie ukrywam, że na paczkę czekałam z niecierpliwością. I tutaj biję się w pierś z racji, że z mężem mieliśmy kiedyś ubaw z magicznego sprzętu podłączanego do odkurzacza. No jak to tak dziecku naszemu 'gile' z nosa odkurzaczem wyciągać ?! Do tej pory w użyciu była gruszka i sól morska. Więc po pierwszym użyciu katarka ukłony w pas, przeprosiny za śmiech i obietnica - gruszka idzie do kosza!
Zdjęć z samego użytkowania wam nie pokażę bo nie wyobrażam sobie ogarnąć katarek, odkurzacz, Lenę i aparat na raz. W dodatku Lena w momencie zdjęć nie pozwoliła by sobie nic zrobić, a to mija się z celem.
Nie ukrywam, że bałam się tego, że Lena na widok odkurzacza mi po prostu zwieje, ale fascynował ją fakt, że jest coś nowego. Pewnie przy 10 czy 15 razie zwieje na widok katarka, ale tak już ma.
Z zapchanym po nocy noskiem poradził sobie bez problemowo, parę sekund i sprawa załatwiona, żałuję tylko, że mam taki duży odkurzacz z mniejszym sprawa by była jeszcze prostsza ( na szczęście przełączniki mamy na rączce ;)). Nie to co gruszką męczenie siebie i dziecka. Po użyciu katarka wystarczyło zaaplikować do noska sól morską i sprawa załatwiona.
Co zawierała paczka?



Jak widzicie pudełeczko jest na prawdę niewielkie więc bez problemu zestaw można zabrać ze sobą na wyjazd, nie zajmie dużo miejsca w walizce. W opakowaniu był oczywiście cały niezbędny sprzęt. Plusem są dwie końcówki ( przy moich zdolnościach do gubienia rzeczy dobrze mieć zapas)
Oraz szczotka do czyszczenia

 Za szczotkę wielki plus, choć przemycie wodą z mydłem też daje rade. Umycie to bułka z masłem, ale pewnie przy większym katarze szczotka będzie niezbędna.

Kiedyś spotkałam podobny sprzęt bodajże w Rossmannie, ale o ile się nie mylę tamten nie jest podłączany do odkurzacza. Co nie zmienia faktu, że w tamtym sprzęcie rureczka była bardzo cienka i obawiałam się, że po kilku użyciach lub przy niepowołanym dostaniu się w ręce Leny po prostu by nie przeżył. Ten wykonany jest solidnie, Lena powyginała go we wszystkie strony i nic mu się nie stało ;).

Czy trudno go użyć? Łatwo ;) Do opakowania dołączona była instrukcja obrazkowa, którą bez problemu odczytało by nawet dziecko.

Co bym zmieniła? Sterylny wygląd na coś bardziej przyjaznego dzieciom. Ja wiem, że noworodek może nie koniecznie zwraca uwagę co mu się do noska przytyka, ale maluch taki jak Lena już tak i pewnie byłaby bardziej pozytywnie nastawiona gdyby na końcu przyczepiona była np. pszczółka. Wtedy łatwiej by było zamienić czyszczenie noska w zabawę.

Czym wy czyścicie noski waszych dzieci?
Pozdrawiam

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Za nami nie do końca rodzinny weekend, ale daliśmy radę. Efekt psuła pogoda, która na szczęście wczoraj po południu uległa poprawie i udało nam się wyjść z domku. Pociesza mnie fakt, że już w tym tygodniu zaczyna się majowy weekend, a tuż po S. idzie na urlop ojcowski więc przez prawie 3 tygodnie będziemy miały go w domku. Były plany, ale niestety ze względu na awarię samochodu się rypły. Ominiętego spotkania się nie nadrobi, ale mam nadzieję, że po naprawie odbijemy sobie te dni gdy byliśmy uziemieni w domu.

Zaczął się nowy tydzień i Lenka może ponownie spotykać się z dziećmi bez zagrożenia, że zarazi wszystkich w koło ;)

Dziś mam dla was zdjęcia z naszego wczorajszego spaceru. Co do ubioru Leny to zamysł był inny - mieliśmy jechać do dziadków więc stąd krótka sukienka, która do wózka za bardzo się nie nadaje, ale nie chciałam już jej męczyć ciągłym przebieraniem.








Jak wam minął weekend i jakie plany na majówkę?
Pozdrawiamy

sobota, 26 kwietnia 2014

źródło: kamiensk.com.pl
 Jak wiecie święta Wielkanocne spędziliśmy w szpitalu na oddziale zakaźnym. Od razu posypały się pytania - 'szczepiona na rota?'. Lena jest szczepiona tylko i wyłącznie podstawowymi szczepionkami, żadnych skojarzonych czy dodatkowych.

Temat ten zagłębiłam jeszcze w ciąży. Tyle dzieci jest szczepionych tylko podstawowymi i wszystko jest dobrze. Nie widzę powodów żeby szprycować ją dodatkową chemią. Może nie do końca jestem przeciwniczką szczepionek choć budzą u mnie mieszane uczucia. Nie ukrywajmy, że przypadków NOP jest bardzo dużo i gdy mam iść z Leną na szczepienie to boję się efektów.
Ja wiem, że Polska na tle innych krajów wypada bardzo słabo. Dziwi mnie fakt, że w Polsce dodatkowe szczepienia są bardzo drogie.
Wracając do samej szczepionki na rotawirusa to samo szczepienie nie daje nam 100% gwarancji, że dziecko nie zachoruje. Znam osobiście kilka takich przypadków gdzie dziecko zaszczepione przechodzi rotawirusa i nie koniecznie jest to łagodniejsza wersja.
Nie tłumaczę się. Stoję twardo przy swoich przekonaniach. Przetrwaliśmy pobyt w szpitalu, Lena dochodzi już do siebie i pewnie niedługo byśmy o tym fakcie zapomnieli gdyby nie to, że to kolejne święta w szpitalu ;).
Jedyne co pozostało to wymuszenia i zwracanie na siebie uwagi poprzez udawanie wymiotów, ale z czasem to wszystko wyeliminujemy.
A jakie wy macie zdanie na temat szczepień? Szczepicie wszystkim czy może wcale nie szczepicie? Jak szczepionki znoszą wasze dzieci?


czwartek, 24 kwietnia 2014

Jak wiecie Lena od samego początku jest na butelce, więc musiałam jakoś ugryźć temat ich mycia. Przerabialiśmy już mycie płynem NUK i różnymi szczotkami. Zaczęliśmy od jakiejś zakupionej w markecie, ale nie spisała się za dobrze. Miała na końcu gąbkę, która może dość dobrze domywała, ale nie miała oddzielnej końcówki do mycia smoczków co dla mnie jest ważne. Marketowa szczotka szybko skończyła swój żywot przez złamanie się. Później przerzuciliśmy się na szczotkę z Pepco. Miała osobną końcówkę do mycia smoczków i była w dobrej cenie, ale po miesiącu użytkowania wyglądała tak:





W idealnym momencie nawiązaliśmy współpracę z MAM Baby. W jej ramach wybraliśmy sobie do testowania nową szczotkę (i kubek, ale o tym innym razem), która jest inna niż wszystkie szczotki jakie do tej pory miałam okazję oglądać.

Ta szczotka okazała się być strzałem w 10 ;) Dosięga dna butelki bez żadnego problemu, ma końcówkę która idealnie domywa smoczki i przede wszystkim nic się nie dzieje z 'włoskami' w odróżnieniu od zwykłych szczotek.





Żałuję, że nie zainwestowałam w te szczotkę już wcześniej, wyniosłoby mnie to mniej niż 4 tańsze szczotki. Ja osobiście jestem z niej bardzo zadowolona. Obiecuję pokazać wam jak szczotka będzie wyglądać po dłuższym użytkowaniu.

A wy macie jakieś sprawdzone sposoby na mycie butelek?


środa, 23 kwietnia 2014

Tradycji stało się zadość i drugą wielkanoc z rzędu spędziliśmy w szpitalu. Rok temu wylądowałam na ocepie z krwawieniem, a w te Lenka wylądowała z jelitówką na zakaźnym.
Wszystko zaczęło się w sobotę od wymiotów. O godzinie 17 byliśmy na całodobowej opiece na szpitalu gdzie pani doktor stwierdziła, że wymiotuje od ząbka bo przebija się górna jedynka, zleciła zastrzyk przeciw wymiotny i wypuściła do domku, ale niestety poprawy nie było. Lena była na pół przytomna, z powrotem wymiotowała i doszła biegunka. Wtedy zdecydowaliśmy wrócić na szpital gdzie od razu dostaliśmy skierowanie na oddział zakaźny.
Jeśli chodzi o opiekę nad Leną to nie mogę narzekać. Dostawała kroplówki i lekarstwa przeciw biegunkowe. Najgorsze było zachowanie personelu wobec nas. To, że jestem młodą mamą nie znaczy, że można mnie traktować jak powietrze. O wszystko musieliśmy się prosić kilkakrotnie. W szpitalu zmieniła się firma sprzątająca więc nawet był problem żeby ktoś wyniósł worek z pampersami, a uwierzcie, że w całej sali śmierdziało niesamowicie. No i kwestia równouprawnienia, z Leną nocował mąż, po całym dniu w szpitalu ledwo miałam siłę ją brać na ręce, a co dopiero utrzymać ją na jednej ręce żeby ją umyć, a w pewnym momencie przyszła do nas pani doktor, że mąż nie może zostać z nią na noc bo przecież jeśli przywiozą matkę z dzieckiem to nie będą mieli gdzie jej położyć. Mimo wszystko mąż został z małą.
Wczoraj na szczęście mała wróciła już do domku. Nadal jest osłabiona i nadal ma biegunkę, ale jest znaczna poprawa. Teraz walczymy żeby wszystko wróciło do normy, mała boi się zostawać sama w pokoju, ciężko ją również było uśpić w łóżeczku, ale spała od 20:30 do 5 rano bez przerwy więc chociaż tyle się udało. Mamy nadzieję, że jak najszybciej wszystkie objawy odpuszczą i nasze życie wróci do normy.
Z czasem również wrócą do normy nasze wpisy na blogu, a mam dla was parę rzeczy do opisania ;)

Pozdrawiamy

piątek, 18 kwietnia 2014

Naszło mnie na napisanie posta co się kompletnie u nas nie sprawdziło z naszej wyprawki dla Leny, mam nadzieję, że tym postem pomogę w jakimś stopniu mamom, które planują zakup wyprawki.


1. Usztywniany rożek

Używaliśmy go aż 3 dni. Lena się w nim dosłownie topiła. Zresztą nawet nie wiem po co dla czerwcowego malucha zakupiliśmy rożek. Jeszcze z poduszeczką. Nie ma w nim nawet jednego zdjęcia. Nie wygodnie nam się w nim ją trzymało. Przy kolejnym dziecku pewnie zainwestuję w otulacz, który bardziej spełni swoją rolę niż popularne rożki.

2. Śpioszki i kaftaniki

Jak dla mnie wielkie Nie szczególnie w połączeniu tych dwóch rzeczy. Jak jeszcze śpiochy same w sobie by przeszły tak kaftaników zupełnie nie rozumiem. Zwijają się, odkrywają plecki, zdecydowanie wolę same body.
Kiedyś owszem były bardzo wygodne, ale teraz gdy w sprzedaży są body, pajace, pół śpiochy, dresiki, geterki i inne ładne i wygodne ubranka nie widzę sensu dalszego użytkowania śpiochów szczególnie w innym przypadku niż do spania. Zaś do spania woleliśmy od początku pajacyki.


3. Kołderka i poduszeczka

Poduszka jest po prostu zbędna, obecnie Lena śpi bez, na płasko. Zaś w temacie kołderki to u nas w zupełności wystarcza kocyk, a kołderka była dla niej po prostu za ciężka przez co nie mogła się obrócić przez sen. Zdecydowanie wygodniejsze są śpiworki.


4. Styropianowe termoopakowanie

Zwyczajnie nie trzymało ciepła. Może trafiliśmy na jakieś wadliwe, ale słyszałam, że wiele z nich nie trzyma odpowiednio ciepła.

Na tą chwilę to tyle. Jak mi się przypomni jakiś kolejny kit to na pewno napiszę ;)
Zaznaczam, że to moja subiektywna opinia, każdy z was może mieć inne zdanie na temat powyższych punktów.

Co u was okazało się kitami?

Pozdrawiamy

środa, 16 kwietnia 2014

Znów nastał czas, że ciężko nas utrzymać w domu. Zwyczajnie w świecie jesteśmy znudzeni siedzeniem w miejscu. W sobotę nie pozwoliliśmy sobie na dalsze wojaże. Odwiedziliśmy Leny pradziadków, ponieważ przez awarię samochodu nie byliśmy u nich już dłuższy czas. Lena się zbytnio nie popisała, była marudna i płaczliwa, ale zwalam winę na niewyspanie. W drodze do domu padła spać w samochodzie więc wydłużyliśmy trasę o wycieczkę do mojej siostry gdzie mała zachowywała się już znacznie lepiej.

W niedziele głównym punktem dnia był mój egzamin z podstaw anatomii i dermatologii. Do domu wróciłam o 15 więc dzień moglibyśmy spisać na straty, ale mój mąż na to nie pozwolił. Jeden telefon i półtorej godziny później byliśmy w Myszkowie za Częstochową u naszej znajomej na kawie i gofrach ;) Z Myszkowa przenieśliśmy się do Żarek gdzie zostaliśmy do po 23. W domu byliśmy grubo po północy, ale zadowoleni z takiego obrotu dnia. Tutaj wielki plus dla naszego fotelika, w którym Lena bez problemu mogła wygodnie spać w drodze do domu.

Żałuję tylko, że pojechaliśmy tak późno i nie mogliśmy sobie pozwolić na spacer nad Porajem, ale na pewno niedługo to nadrobimy i przy okazji spotkamy się z Agą z Matuś i jego dni na kawę.

Przy okazji następnego wypadu obiecuję zdjęcia. Przypominam, że już 9 maja jedziemy do Poznania żeby 10 maja spotkać się w Madagaskarze z mamami blogerkami. Dziś musicie zadowolić się Leny stylówkami z weekendu.




koszula - early days
getry- h&m
buty - f&f

spodenki - Bubi boo
bluzka - denim
buciki - marc&spencer

Pozdrawiamy

poniedziałek, 14 kwietnia 2014





Kolejne prezenty przywiezione z Płocka. Więc chcę wam napisać o nich parę słów.

Na pierwszy ogień poszedł balsam do prania. Ale z nóg mnie nie zwalił. Lubię gdy Leny ubranka ładnie pachną, a on jest właściwie bezzapachowy. Idealny do wyprania pierwszych ubranek dla maluszka, niestety z brudem raczkującego malucha sobie nie poradził. Nie mówię tutaj o tym, że miał mi sprać marchewkę, ale mógł doprać lepiej.
Mimo wszystko jest delikatny, nie uczula i dla osób, które szukają produktu nie pachnącego zbyt intensywnie, będzie idealny.

Szamponu nie użyliśmy i pewnie tak już zostanie. Póki Lena ma krótkie włosy idziemy na wygodę i stosujemy środki 3w1, które bez problemu nadają się do umycia całego ciałka ;)

Mydło w płynie przetestowałam na początku na sobie i odkryłam duży minus z mojego punktu widzenia - bardzo intensywny zapach truskawki. Przy mojej skłonności do alergii bałam się, że źle się to skończy, ale na szczęście obyło się bez wysypki. W przypadku Lenki używamy go do zrobienia jej piany ;) i również nie zaobserwowałam żadnej alergii, ale co do mycia jej ciałka nadal jestem wierna migdałowej mixie, o której pisałam tutaj.

A wy używacie?


Pozdrawiam

piątek, 11 kwietnia 2014

Jeszcze zanim zaszłam w ciąże z Leną wiedziałam, że S. będzie cudownym ojcem. Przy każdej nie udanej próbie bardzo mnie wspierał. Do końca życia będę pamiętać jego radość z 2 kresek na teście. Całą ciążę był dla mnie wielki wsparciem, szczególnie gdy zostałam zmuszona do leżenia w domu plackiem i nie gotowałam mu nawet obiadów. Wracał z pracy i zajmował się mną zamiast na odwrót. To on poprasował jako pierwszy wszystkie Leny ubranka i to on przygotował łóżeczko na jej powrót do domu. Był przy mnie w szpitalu i przede wszystkim był przy mnie przy porodzie. Nie wyobrażam sobie tego, że mogłoby go tam nie być. Czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że gdyby coś było nie tak to by zareagował, stanął by na głowie byle by z nami było wszystko ok. Poród nas jeszcze bardziej zbliżył, totalnie wyczerpana po ponad 20 godzinach skurczy z krzyża chwilami dosłownie odlatywałam i gadałam totalne głupoty. Przytrzymywał mnie na piłce, okrywał kocem i przypominał o oddychaniu za co go w tamtym momencie nienawidziłam bo przecież co on mógł wiedzieć. Mimo wszystko jestem mu ogromnie wdzięczna, że był przy mnie i pomógł mi przez to przejść, że przeciął pępowinę i nie odstępował naszej córki po porodzie na krok.
To on przewinął ją jako pierwszy, to on przebierał, był z nią gdy ja jeszcze musiałam zostać na porodówce.
Był z nami co dzień od samego rana kłócąc się z personelem szpitala. Po powrocie do domu nadal opiekował się małą w 100%, karmił, przewijał, usypiał, przebierał, kąpał. Dla nas to było zupełnie naturalne, zaś wszyscy w koło się dziwili, że się nie boi, że się tak zaangażował.
Przecież to tak samo jego dziecko jak moje. W Polsce przyjęło się, że opieka nad dzieckiem spada na matkę, a ojciec ma zarabiać na dom i nic więcej.
Nie wyobrażam sobie żeby nie robił nic przy Lenie szczególnie, że w pierwszych tygodniach nie byłam w najlepszej formie i bałam się brać małą na ręce żeby jej nie upuścić.
Do tej pory się nic nie zmieniło. Owszem Lena potrzebuje znacznie mniej uwagi, ale wieczorny rytuał to nadal czas dla taty z córką. To on kąpie, suszy, kremuje, ubiera i daje mleko do snu. To tatuś wstaje do Lenki w nocy. Zdarzyło się na prawdę zaledwie kilka razy żebym to ja musiała wstać, a noce bywały różne, i te przespane i te z 10 pobudkami.
W punktu widzenia innych powinnam go wychwalać i owszem jestem wdzięczna i cieszę się, że jest jak jest, ale nie rozumiem dlaczego miałby tego nie robić. Nie rozumiem tego, że inni ojcowie nie zajmują się dziećmi. Owszem są sytuacje, że ojciec pracuje za granicą lub całymi dniami, ale moim zdaniem więź między ojcem, a dzieckiem jest bardzo ważna.
Cieszę się, że Lena może liczyć, że tata popołudniem poświęci jej czas na zabawę, a w weekend gdy jestem w szkole przejmuje opiekę nad nią w 100% i mam nadzieję, że ta ich więź będzie trwać.









A jak u was wygląda podział obowiązków? ;)

Pozdrawiamy

środa, 9 kwietnia 2014

Od dłuższego czasu miałam zamiar zrobić własnoręcznie pompony, które robią furorę u innych blogerek. Trochę mi zeszło zanim się do tego zabrałam, ale wreszcie są. Z dużą pomocą mojego męża ;) marzy mi się jeszcze większy czerwony.










Ostatnio również Leny pokój przeszedł zmiany, jak wyglądał wcześniej możecie zobaczyć TU, ale wraz z przybywającą ilością zabawek chciałam żeby zrobiło się więcej miejsca tylko dla niej więc teraz pokój wygląda tak:

 Na tej ścianie planuję umieścić napis Lena tylko nie mogę się zebrać do uszycia, ale na dniach powinien powstać ;)


 Wśród misiów ledwo widoczne dwie książeczki

Jak wam się podoba zmiana i nasze pompony?

Pozdrawiamy

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

 Twoje dziecko spędza dużo czasu w pozycji siedzącej? Ma bardzo nienaturalną pozycję na krześle?
Sama pamiętam, że za dzieciaka siedziałam zazwyczaj z nogą pod pupą i teraz mam tego efekty. Mój kręgosłup jest mi za to niezmiernie 'wdzięczny' w niezbyt pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Na przeciw tym problemom wyszła firma Entelo, która proponuje zdrowe krzesła, które wymuszają u dziecka prawidłową postawę.
O krześle mieliśmy wykład w Płocku i na własne oczy miałam się przekonać, że dziecko, które usiądzie nie prawidłowo to z niego po prostu się zsunie.
Oczywiście ten cudowny sprzęt przyjechał z nami do domu. Niestety Lenka jest na nie jeszcze za mała, ponieważ krzesło w rozmiarze pierwszym jest od 93 do 116 cm. Ale bez obaw na pewno dorośnie ;) Na razie krzesło robi za pchacza i drabinkę do wspinaczki.
Firma oferuję aż 6 rozmiarów krzeseł oraz 2 rodzaje stolików i 2 rodzaje biurek.
Jeśli mamy możliwość choć odrobinę zmniejszyć wady postawy u dzieci i wyrobić u nich zdrowe nawyki to dlaczego by nie spróbować?
Z naszego wykładu najbardziej zapamiętałam fakt, że kiedyś w przedszkolach ciężko było znaleźć dziecko z wadą postawy, dziś to ciężko znaleźć zdrowe dziecko. Jest to niezaprzeczalnie znak  'naszych czasów' i twierdzę, że zmierza to w złym kierunku. Dzieci bardzo mało się ruszają, znaczną część dnia spędzają przed komputerem lub telewizorem, lub w pozycji siedzącej w szkole.

Z punktu widzenia zdrowotnego nie widzę żadnych minusów tego krzesła, bo jeśli mogę od samego początku budować zdrowe odruchy u mojego dziecka to jak dla mnie na plus i liczę na to, że jej kręgosłup będzie w znacznie lepszej kondycji za parę lat niż mój. Basen jeszcze przed nami, ale planowo się wybieramy ;)
Jedynym minusem tego krzesła z mojego punktu widzenia jest jego wygląd, w rozmiarze pierwszym to rażący pomarańcz, plastik, szare nóżki (mogą być jeszcze w wersji z pomarańczowymi). Mamy, które mają wizję pięknego dziecięcego pokoiku na pewno nie będą zachwycone jego wyglądem, ale coś za coś.








Pozdrawiamy


piątek, 4 kwietnia 2014

Ostatnio u nas dość często przewijał się temat przewożenia dziecka w samochodzie bez fotelika samochodowego. No bo po co na te parę km przepinać fotelik jak dziecko można na kolanach przewieźć, nie prawda? Jesteśmy z pokolenia gdzie wszyscy jeździliśmy nie zapięci w pasy na tylnej kanapie i żyjemy nie?
Ja jestem temu kategorycznie przeciwna. Może osoby z mojego otoczenia uznały mnie ostatnio za wariatkę, że robię taki szum, ale jedyna sytuacja kiedy wsadzę dziecko do auta bez fotelika to sytuacja ratująca mu życie, czyt. szybki dojazd na pogotowie ratunkowe.
Nie rozumiem rodziców tłumaczących się jak powyżej napisałam. Nie chcę już nawet wspominać co się dzieje z dzieckiem, które jedzie samochodem i nagle jest wypadek przy nie wielkiej prędkości ( przy dużej każdy chyba potrafi sobie to wyobrazić). Dziecko w takim momencie jest jak pocisk. Ja rozumiem, że taka mamusia przytrzyma dziecko grzecznie na kolankach i w razie wypadku na bank dziecko utrzyma. Kompletna bzdura. Ludzie odrobinę wyobraźni. Nawet jeśli ufam kierowcy, który obecnie przewozi moje dziecko to nie ufam innym uczestnikom drogi. Nigdy nie ma się pewności, że za 100 metrów nie walnie w was pijany kierowca. Wiem, że są przypadki gdy fotelik nie jest w stanie uchronić dziecka, ale jeśli możemy zredukować to ryzyko do minimum to dlaczego nie?
Dziwię się, że w ogóle są ludzie którym muszę ten fakt tłumaczyć. Dla mnie takie przewożenie dziecka to narażenie go na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Lena zawsze jeździ w foteliku samochodowym z mocno dociągniętymi pasami w odpowiedniej pozycji, z pasami na odpowiedniej wysokości i wiele razy zdarza mi się to kilkakrotnie sprawdzać. Może jestem przewrażliwiona, ale dla mnie jej bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Argument, że my tak jeździliśmy jest chyba najsłabszy - owszem dzięki Bogu, że żyjemy, ale to były inne czasy, inne samochody, inne prędkości i inne natężenie ruchu na drogach.

Dlatego apeluję o rozwagę i nie kuszenie 'losu' tu chodzi o życie dzieci.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Zostałam nominowana przez Agnieszkę.
Co czyni mnie mamą na 6?

1. Podgrzewacz do butelek i pokarmów z funkcją sterylizacji.
Cały czas stoi w nim butelka z wodą, wystarczy wsypać mleka i gotowe, a ja nie martwię się, że jest za ciepłe lub za zimne.









2. Chusta Pentelka
Pozwoliła nam na rodzinny wypad na grzyby, a ja żeby skoczyć na szybkie zakupy nie muszę taszczyć wózka ;)




3. Podkłady pod prześcieradełko
Niejednokrotnie uratowały nasz materacyk. Lenie zdarza się wylać mleko lub ulać, więc podkład był u nas obowiązkowy.




4. Sól morska do noska
Idealna w walce z katarem.










5. Zabezpieczenia do kontaktów firmy Canpol.
Lena to mały pirotechnik, wszędzie pakuje paluchy :D
 
6.Niania elektroniczna Baby ono
Obecnie już jej praktycznie nie używamy, ale na początku to ona pozwalała nam spać w miarę spokojnie gdy Lena spała za ścianą. Niania załącza się bardzo szybko więc mieliśmy czas na reakcję w razie gdyby coś się działo.
 


Używaliście coś z naszej listy? 
Nominuję
1. Zapisane chwile
2. Anielove


Pozdrawiamy



środa, 2 kwietnia 2014

Zleciało nie wiadomo kiedy. Jeszcze nie tak dawno przywieźliśmy ja ze szpitala do domu i była taka bezbronna, a już za 2 miesiące kończy roczek. Rozgadała nam się na całego. Cały dzień w domu słychać tylko 'tata'. Owszem jest straszną rozrabiarą, ale już bez problemów reaguje na 'nie wolno', czasem kończy się to udawanym płaczem.
Jest coraz bardziej mobilna choć nadal nie zaczęła chodzić samodzielnie. Wspina się po wszystkim po czym się da, a najchętniej po nas, co często kończy się upadkami i guzami. Ale nie ma takiego dziecka, które w dzieciństwie by się nie poobijało.
Je większość rzeczy, tuńczyk jej nie podchodzi. Pije głównie wodę i mleko.
Nie będę się rozpisywać. Zostawiam was ze zdjęciami mojej 10 miesięcznej gwiazdy.




sweterek - little bird
body - f&f
sukienka - reserved
rajstopki - h&m
buciki - f&f
chustka - no name

Pozdrawiamy
 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff