Jestem mamą od ponad 8 miesięcy więc chyba wypowiedzieć się już mogę. W Polsce panuje jakieś wielkie przeświadczenie, że macierzyństwo to sielanka, że nie mamy powodów do narzekań. Musimy się 'uśmiechać' nawet jeśli w danym momencie jesteśmy gryzione przez małego bąbla - 15 raz tego dnia. Nie pomijając zmęczenia - ty zmęczona? przecież siedzisz z dzieckiem w domu. Przecież dzieci zawsze są grzeczne, a my nie możemy mieć gorszego dnia. Często czytam, że z mężem się coś pogorszyło, że nie jest tak jak dawniej. Wszystko na głowie matek, ktore zostają ze wszystkim zupełnie same. Mają być wiecznie uśmiechnięte, umalowane, wystrojone z czystym i zadowolonym malcem u boku, z pysznym parującym obiadem na stole i wypucowanym mieszkaniem.
Dziwicie się, że większość matek albo nie ma ochoty gadać albo są mega sfrustrowane. Gratuluje tym, które co dzień bez żadnego zająknięcia spełniają powyższe kryteria. Nie pominę już samego faktu, że po urodzeniu większość kręci się tylko w okół dzieci. Jeśli wychodzimy z domu to z innymi mamami więc chcąc nie chcąc temat kręci się w okół dzieci. A co z innymi znajomymi? Jeśli się odzywają to raz na rok i pierwsze pytanie pada to jak mały/ mała - znajome?
Ja mam jeszcze tyle dobrze, że chodzę co dwa tygodnie w weekendy do szkoły, ale co by było gdybym tego nie miała? Nie wiem. Pewnie często zdarzałoby mi się wychodzić od płaczącej Leny żeby najpierw siebie uspokoić, dopiero potem uspokoić dziecko.
Ręka w gorę kto się ze mną nie zgadza?
Pozdrawiam
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz