Temat słodyczy u małego dziecka to temat rzeka wiem, ale nie zamierzam go pominąć tylko dlatego, że ktoś już o tym pewnie pisał.
Wychodzę z założenia, że im później moje dziecko pozna takie cuda jak cukierki, chipsy itd tym dla niej lepiej. Oczywiście nie uważam się za idealną i Lena je biszkopty czy chrupki kukurydziane, ale zdecydowanie wolę żeby jadła w zamian owoce. Sama słodzę bardzo dużo i w jej przypadku chciałabym tego uniknąć bo wiem, że później ciężko z tym skończyć. My już jakiś czas temu porzuciliśmy słodzone napoje (owszem od czasu do czasu przewija się u nas jakaś pepsi przez mieszkanie) na wodę lekko gazowaną. Grzechem w temacie Leny są kaszki, tak wiem, że na drugim miejscu jest cukier, ale nie chcę popadać ze skrajności w skrajność i tyle jej wolno.
Pilnuje tego żeby nie dosładzać jej posiłków, żeby jadła w miarę neutraulne rzeczy i przede wszystkich unikać zapychaczy. Czekoladzie również mówię nie.
W tym temacie również muszę wyrazić swoją frustrację, że jeśli komuś mówię, że Lena nie je tego czy tamtego to nie dlatego, że nie lubi tylko dlatego, że to wbrew moim przekonaniom więc wciskanie mojemu dziecku czegoś wbrew mnie i mówienie mi 'no patrz przecież zjadła, głupoty gadasz' któregoś pięknego dnia doprowadzi mnie do takiego wrzenia, że wygarnę wszystko co myślę. Ja niczego cudzym dzieciom nie wmuszam i liczę na to samo ze strony innych. Ja wiem, że zdaniem wszystkich cioć, babć itd po jednym ciasteczku nic się nie stanie itd, owszem stanie się, mój autorytet zostanie podburzony, a Lena wypróżnić się dwa dni nie może właśnie po takim jednym małym ciasteczku, w którym jest sam cukier.
Zapowiadam, że będę pilnować żeby moje dziecko jak najpóźniej poznało takie zapychacze, fast foody itd, a jeśli już do tego dojdzie, żeby nie były codziennością, a odstępstwem od reguły.
W tym miejscu pozdrawiam wszystkich 'dokarmiaczy'.
Lizak od Ma & Zu ukradziony tacie z kieszeni, konsumowany oczywiście przez papierek ;)
Pozdrawiamy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz